Spełnienie marzeń: zielona karta do Google

W dwa miesiące przed rozmową kwalifikacyjną w IBM przechodziłem ulicą Krupniczą w Krakowie i zauważyłem w bramie znajome pastelowe kolorki… Moim oczom ukazała się siedziba Google!

To, co działo się później, wydawało się być snem informatyka…

Logo Google

Opłaca się zatrzymać

Przyjrzałem się dokładnie – budynek wyglądał na świeżo wyremontowany i luksusowy, zaś logo Google było niewielkie – jak później się okazało, faktycznie ta siedziba dopiero raczkowała i mało kto o niej wiedział. Tylko szczęściem na nią trafiłem.

Siedziba Google w Krakowie

Był to akurat czas, w którym Kraków walczył o „siedzibę Google” (którą to walkę w końcu przegrał na rzecz Wrocławia), więc zdziwiło mnie, że w Krakowie Google już działa.

Na placu ktoś palił papierosa. Podszedłem, by przyjrzeć się lokacji. Zauważyłem logo firmy na koszulce palącego i podszedłem spytać, co tutaj robi ten światowy gigant. Musiałem zmienić język na angielski. Okazało się, że rozmawiam z Marcinem, który jest programistą. Co ciekawe, zaczął mnie wypytywać o umiejętności i zainteresowania oraz osiągnięcia. Chwilę pogadaliśmy i…

Zielona karta do Google

Marcin podał mi swój mail celem przesłania mojego CV – on podsunie je odpowiedniej osobie i pomoże się wkręcić na rozmowę kwalifikacyjną.

Nigdy wcześniej nie pracowałem na umowę o pracę, nie byłem nawet na żadnej rozmowie kwalifikacyjnej, natomiast byłem na pierwszym roku studiów i w dalekich planach miałem marzenie o pracy w Google – czy dzień może zakończyć się lepiej?

CV dla Google

Kilka dni zajęło mi przygotowanie CV według zaleceń i formatu Googleczysty tekst, bez zbędnych danych (status społeczny, płeć, miejsce urodzenia…).

Niestety, powyższa witryna Google zawiera obecnie mniej szczegółowe instrukcje co do idealnego dla nich Resume. Zniknął nawet screenshot prezentujący ogólny zarys CV.

„Nie ma takiego numeru”…

Adres mailowy dostałem jedynie ustnie. Wysłałem więc listy pod kilka wariacji tego, co zapamiętałem. Nikt się nie przyznał do tego spotkania, kilka osób doradziło mi jednak w pewnych kwestiach i poleciło aplikować przez oficjalną stronę. Wiadomo jednak, że to już jest konkurowanie z tysiącami innych kandydatów – gdzieś wyczytałem, że dziennie otrzymują 1500 podań.

Poszedłem więc bezpośrednio do siedziby Google, złożyłem podpis w Księdze Gości i pod eskortą ochroniarza trafiłem do szefa placówki. Po chwili rozmowy wyjaśniło się, że Marcin jest rekrutantem (potem znalazłem nawet jego blog), zaś jego mail… wprowadziłem poprawnie za pierwszym mailem. Na odchodnym zapytałem tylko:

Czy w tej firmie jest naprawdę tak wspaniale jak mówią?

Domyślcie się, jaką odpowiedź otrzymałem, razem z uśmiechem 🙂

Wróciłem do domu, skontaktowałem się raz jeszcze z Marcinem (wcześniej dał mi kilka porad, lecz nie pamiętał naszej rozmowy). Jego odpowiedź na pytanie postawione w moim mailu brzmiała:

N

Po takiej treści zaprzestałem pisania, składając aplikację w oficjalny sposób – na staż i etat, osobno.

Po kilku dniach otrzymałem odpowiedź odmowną (nie wiem jednak odnośnie której aplikacji). Miło, przynajmniej nie musiałem się zastanawiać, czy ktoś spojrzał na mój mail.

Koniec snu informatyka?

Otóż nie! To była ledwie drzemka, a sen dopiero miał się rozpocząć

Na to przyszło mi jednak czekać kilka miesięcy – o tym w kolejnym wpisie 😉

9 komentarzy do “Spełnienie marzeń: zielona karta do Google”

  1. Um, pozwól że zapytam, ale chciałeś dostać się do G, a jesteś aktualnie na pierwszym roku studiów? Polska to nie Ameryka, a na pewno nie taka jaką lansuje TV (od zera do bohatera) – bez edukacji oraz doświadczenia zawodowego (na umowę inną niż o pracę patrzy się raczej nie najlepiej) nie masz szans pracować dla większej firmy.

  2. Mhm, no to chyba że tak 😉
    Też mam znajomego w G, ale niestety poza granicami naszego pięknego kraju, a na przeprowadzkę do Wrocławia / Finlandii mi się nie zbiera 😉

  3. No kurde ze tez musiales rozdzielic to na kilka wpisow.

    Pisze szybko bo jestem ciekaw jak sie sprawa potoczyla.

    Pozdrawiam

  4. Na marginesie: dupa a nie przegrał, w Krakowie od zawsze miało być mniejsze (rozmiarowo) centrum R&D, we Wrocku jest support (call center) oraz wdrożeniowcy, a biznes od dawna siedział w Wawie. Wierz dalej w to co pisze GW ;P

Skomentuj BTM Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.